Witajcie Kochane moje
No nie powiem, że to jest jakiś wielki come back, bo jestem z Wami cały czas, ale w jakimś stopniu to ja wróciłam pod gruszę.... Nie wiem czy na zawsze, bo przecież wszystkie wiecie, jak bardzo zakręcone były moje losy. Postanowiłam jednak cieszyć się z każdego dnia, każdej spędzonej "pod gruszą" chwili i nie myśleć czy warto i co się stanie jutro....
Z powodu aury i pory roku moje działania w siedlisku zostały zakończone pod koniec listopada. Owinęłam pnącą różę rosnącą przy domu bo to Alchymist, która jak przemarznie nie kwitnie wcale (kwiaty pojawiają się na ubiegłorocznych pędach i kwitnie tylko raz w roku). Owinęłam tez włókniną mojego małego berberysa na pniu i lilaka Palbin, bo bałam się, że zeżrą mi je sarny i zające. I w sumie tyle.....
Na początku stycznia chyba wszędzie w Polsce była "wiosna" dlatego siedlisko wyglądało tak....
I kwitły bratki....
Za to teraz już jest prawdziwie zimowo
grusza...
nasze włości, "aż po horyzont"
gdzieś tam pod śniegiem są moje liliowce
|