Świątecznie...
czyli pogadajmy o nadchodzącym Bożym Narodzeniu
Ja mam za to juz od pewnego czasu ochotę na zrobienie wigili u siebie w domu. Nie robiłam jeszcze sama. Ale w tym roku może się wreszcie uda. Marzy mi się taka wigilia jak za czasów mojego dzieciństwa...
Do babci przychodziły wszystkie jej dzieci ze swoimi dziećmi i współmałżonkami w godzinach południowych. Było 14 osób. Każdy przynosił swoje ryby i ugotowane grzyby. Kapustę z grochem gotowała babcia w wielkim niebieskim garze. Kobiety lepiły uszka i gotowały barszcz. Mężczyźni ubierali choinkę, którą wcześniej dopasowywali do stojaka. W ruch szły więc siekiery. Ja z moim bratem, jako najmłodsi mieliśmy za zadanie zobaczyć kiedy będzie świecić pierwsza gwiazdka na niebie. Goniliśmy wciąż na pole (na dwór), żeby zobaczyć. Dom pachniał kapustą, grzybami, smażoną rybą. Stół nakrywała babcia białym obrusem. Na środku stołu dziadziu kładł pęk siana, a na to siano niebieski gar z kapustą i grochem. Wszystkie potrawy były na stole w garach ( z racji ilości osób były to gary, anie garnki wesoły). Wspólny pacierz, potem łamanie się opłatkiem. Wujek Kaziu zawsze płakał w tym momencie. Ja i mój brat Adam bylismy szczęśliwi, bo wszyscy przy okazji obdarowywali nas prezentami imieninowymi wesoły. I zawsze było tak samo. Haneczka nie lubiła ryby i nie mogła jeść kapusty z grochem. Ciocia zawsze prztulała się do swojego mężą Kazia w czasie kolędy "...na Maćka, na Władka i na Kaźmierza... i patrzyła na niego kochającym wzrokiem. Były kolędy, śmiech ...
Potem zmarł dziadziu, potem babcia. Wigilia zaczęła przypominać wspólną kolację, tyle, że bardziej uroczystą i z tradycyjnymi daniami. Doszło jakieś dziwne uczucie zniecierpliwienia. Mama wciąż była zdenerwowana, że nie zdąży (z czym?)i w ogóle jakoś tak pospolicie się zrobiło.
I ja mam plan na ten rok. Zrobić wigilię wspólną dla nas, mojego brata z rodziną, mamy, teściowej. Czy mi wyjdzie? nie wiem.


  PRZEJDŹ NA FORUM