Tam gdzie wolność, słońce i wiatr -2015 czyli Emki świat |
Snu nie pamiętam ale koszmarów nie miałam Poranek ciepły, spacer z psem w piżamie i szwendanie się po obejściu to jest to, na co czekałam pół wieku. Pojechałam w piątek i byłam tam koło 19.00 długo nie musiałam czekać na pierwszy "koszmar", bo traf chciał że się burza pojawiła. Grzmiało i błyskało, a my sobie jakos tak bezstresowo i bezpiecznie siedzieliśmy w domku. Zdążyłam przed deszczem wkopać beczkę - lodówkę (sprawdza się rewelacyjnie) Zanim usnęłam było po burzy. Cały zwierzyniec wyjątkowo spokojnie przyjął do wiadomości że teraz śpimy w nowym miejscu i nie było żadnych scen. Ranek zupełnie jak na wczasach, beztroski i powolny, dni były jakoś dłuższe niż w Wawie. Za dnia gorąc niemiłosierny, jedynie wody bieżącej mi brakowało, ale to kwestia czasu. Zmobilizowałam jednak siły i prócz koszenia urządziłam sobie domek od nowa. Leżąc obmysliłam plan strategii. Zanim cokolwiek ruszę by wykończyć środek muszę na nowo zrobić podłogę. Szafki stoją jak krzywe wieże, a wszystko się telepie jak się chodzi, podłoga pływa bo jest źle zrobiona. Wydzieliłam miejsce na kuchnię tak Zamontowałam o godz 23.00 zlew żeby Kuba mógł umyć zęby, ale się ucieszył Zlew ma prawie bieżąca wodę i całkiem sprawny odpływ a wygląda tak : Zmontowałam drzwi z siatką na kotopsy, mam jak w amerykańskim domu takie co się same zamykają ( no prawie bo te moje trzeba blokować przed artystka co sobie sama otwiera ) Kot jak widać no stres Zrobiłam porządek z dołem domku, przykryłam podwójną folią pas trawy, zasłoniłam przerwę deskami i od razu lepiej się prezentuje. Kuchnia raz jeszcze ( jeszcze kilka zmian i będzie całkiem przyzwoicie wyglądać) Wysokość sosenek zaczyna mi się podobać A tak wygląda domek o poranku, pierwsze ujęcie o tak wczesnej porze |